poniedziałek, 13 czerwca 2011

Williamsburg i festiwale

Bardzo aktywny weekend sie zapowiadal i taki tez był...

W piątek rozpoczął się festiwal Celebrate Brooklyn. Prospect park wypełnił się ludzmi, kocykami i koszykami piknikowymi w stylu misia Yogi. darmowe koncerty i wydarzenia co weekend.
Na koncert otwierajacy festiwal wybrałem się z couchsurferami. Couchsurferzy zkrzykują się na praktycznie każde wydarzenie kulturalne w NYC. Poznałem kilka ciekawych osob z Chin, Hiszpani, Litwy, Anglii i usa oczywicie. Całkiem miło, ale szybko zwinąłem się na imprezę u znajomych w południowej części Brooklynu. Kolejne numery w telefonie, kolejne tematy na projekty w NYC. na impreze grał jeden z najlepszych dj'ów w Brooklynie. Niesamowite.

Sobota na spokojnie pod znakiem Brooklyn Film Festiwalu. Kolejne inspirujące pozycje i spotkania z twórcami. Żałuję, że tak późno się zabrałem za ten festiwal, na szczęście zbliżają się dwa kolejne... Wielkim plusem festiwalu było to, że odbywał się w Williamsburgu, najładniejszej chyba i najbardziej klimatycznej części Brooklynu. Pełno małych klimatycznych knajpek, wystawy, wernisaże. Super. Moje nowe ulubione miejsce;)

Ponieważ w budynku była spora impreza jak wróciłem z Festiwalu, to niedziela zrobiła się bardzo krótka;) Miałem się już nigdzie nie ruszać, lecz dostalem wiadomość od couchsurferow, ze płyną (promem;) na kolejny festiwal, tym razem ogolno artystyczny na Governors Island. W tej wyprawie najfajniesze byly chyba same promy;)

piątek, 10 czerwca 2011

Hot town, summer in the City

35 - 37 stopni C w dzień, około 25 w nocy. Pięknie.

dzisiaj rano zrobiło się tak gorąco, że wstałem wcześnie i poszedłem po wentylator do sklepu. (no i avocado. Wszystko z avocado jest lepsze).

Po pierwszym tygodniu zajęc jestem bardzo zadowolony. Screenwriting na przykladach Matrixa i Star Wars (the gratest movie in the history, by the way). Cwiczenia z konstrukacji scenariusza na podstawie starych kreskowek pixara. Wszystki zajęcia bardzo praktyczne. Wczorajsze "Hands on camera" były dla mnie w sumie takim podsumowaniem czy przypomnieniem, ale z tego co widziałem, to ludziom nie zaznajomionym z kamerami bardzo duzo to dalo.

Super ciekawe i sporo nowego jest natomiast w projektach nad którymi pracuję z Megan. Film do którego sie przygotowujemy będzie kręcony na taśmie super 16mm, coś czego nie robiłem, więc przy zwykłych wycenach sprzętu trzeba być bardzo uważnym. Nie wyszystkie obiektywy dla 16mm pokrywają gate super 16 itd. Sporo researchu nie tylko sprzętowego, ale także o ewentualnych współtwórcach, historii scenariusza itd.

Tak mniej szkolnie i zawodowo, to w zasadzie nie miałem zbyt dużo czasu...

Dzisiaj Celebrate Brooklyn Festival, pozniej impreza w klubo mieszkaniu, jutro i w niedziele Brooklyn Film Festival i moze plaza na Coney Island...

Pozdrowki

wtorek, 7 czerwca 2011

New York Film Academy - Day 1

W tle Bob Marley nadaje z kuchni. U boku kawka, którą skrupulatnie przyrządzona przez ekspres. 11 rano. Brooklyn.

Siedze przy biurku i przeglądam notatki z wczorajszych zajęć, aby niczego nie zapomnieć, rozwijam myśli, które wczoraj zapisałem jako krótkie hasła aby nie tracić czasu na notowanie, tylko słuchać dalej. A raczej uczestniczyć w zajęciach dalej. Rozwiałem swe obawy, że się wynudzę w pierwszych tygodniach...

"Ponieważ są to Wasze pierwsze zajęcia, powinienem Wam powiedzieć co będziemy robić na każdych kolejnych zajęciach tego kursu. W sumie ja to wiem, więc wolałbym żebyście to Wy mi to powiedzieli. W takim razie odpowiedzcie mi, czym zajmuje się producent filmowy - bo właśnie tego się tutaj nauczycie."

Nauczycie się robić to, czym zajmuje się producent. Teraz i w przyszłości - nie w przeszłości. Chyba właśnie tego oczekiwałem zapisując się na ten kurs. Ameryka - niby to banalne, jadnak po polskich uczelniach nie jest to takie logiczne, że zapisując się na kowalstwo, nauczysz się kowalstwa. Od kowala, który na niejednym kowadlę kuł;) [żelazo póki gorące;)]

Bardzo konkretnie, wszystko na przykładach i wszystko aktualne. Opieramy się na filmach, które wyszły w ciągu ostatniego roku, na festiwalach z tego roku, na wynikach kasowych z ostatnich trzech miesięcy. Zgadnijcie co? Internet to nie jest piekielna maszyna zabijająca kino - jest to kolejny bardzo sprawny kanał dystrybucji. Video on demand też. Netflix też. Komiksy są świetnym źródłem scenariusowym, gotowymi storyboardami. Producent filmowy MUSI znać się na grach komputerowych i kumać się z ich developerami i publisherami (zyski z filmów nawet nie są w tych samych kolumnach co zyski z gier video). Większość książek jest sprzedana producentom filmowym, jeszcze przed ich wydaniem. Kumajcie się z wydawcami książek. Film jest Waszym dzieckiem, a jeśli ktoś próbuje skrzywdzić Wasze dziecko, to musi odejść, a najważniejsze jest posadzenie dup w fotelach (kinowych) [asses-in-seats - oficjalne powiedzenie w żargonie]. Negocjacje. Prawa autorskie. Projekty. Najbardziej opłacalne gatunki. Studia filmowe i ich szefowie. Praca z agentami i managerami gwiazd. Marketing w sensie konkretnie - jak to zrobić, a nie:

"marketing jest to nauka i sztuka badania, tworzenia i oferowania z zyskiem produktów posiadających wartość dla klienta w celu zaspokojenia potrzeb rynku docelowego. Określa, które segmenty rynku, przedsiębiorstwo może najlepiej zaspokoić oraz projektuje i promuje produkty i usługi."

Teraz jakby rozumiem dlaczego ta szkoła jest taka droga (względnie). Oni muszą tyle zapłacić producentowi, żeby opłacało mu się wieczorem przyjechać do szkoły i wykładać. I robić to z pasją. Producentowi zapłacić. Aby zrobił sobie przerwę w produkowaniu i przyjechał wykładać.

Ten post nie ma na celu krytyki polskiej szkoły czy edukcji czy kogokolwiek. Po prostu dopiero teraz upewniłem się, że nie pożałuję $$$ wydanych na tą szkołę. No dobra, nie mówię hop, to było dopiero kilka godzin, jeszcze kilkanaście tygodni, ale jestem bardzo pozytywnie nastawiony. Nie tracę czasu.

Dzisiaj dostałem też pierwsze zadanie na stażu, także biorę się za nie, bo wieczorem akademia i Screenwriting Fundamentals.

Pozdrowki! m.

niedziela, 5 czerwca 2011

Don't get too high, don't get too low

sooo, male zaniedbanie blogasa ostatnio nastąpiło, a to w związku z bardzo aktywnym ostatnio czasem...

Piatek przeleciał mocno imprezowo. Zakupowo imprezowo, bo dzien caly na uzupelnianiu brakow w mieszkaniu/ubiorze/gadzetach. Tak czy siak, wieczorem udalem sie do Pubu Iggiego na Lower East Side Manhattanu. Zaprosiła mnie ekipa z innego mieszkania, gdzie wczesniej chcialem wynajac pokoj,zanim bylem jeszcze zdecydowany na ten lofcik. Impreza okazała się świetna. W zasadzie to nie tyle impreza co zwykły piątek w Amerykańskim barze. Oczywiście poznałem mnóstwo pozytywnych ludzi. Usłyszałem pare życiowych i nowojorskich porad. Pozytyw i pare nowych numerow w telefonie, wizytowek w portfelu.

Po Pubie pojechalismy do tego wlasnie mieszkania, ktore okazało się być w zasadzie klubem. Nie chcę za dużo zdradzać, w piątek wezmę ze sobą aparat to wrzuce jakies zdjecia. Po prostu mieszkanie zmienia sie w klub. seriously.

Sobota spokojnie przeleciala na... odpoczywaniu. Oczywiscie moja niespokojna dusza kazala mi sie wieczorem ruszyc. spontanicznie wybralem plaze Rockaway, ktora opkazała się malą Californią. Autentycznie, wszystko wygląda tak jak w Cali, łącznie z domami i kolorem asfaltu. są plaże, fale, surferzy, skateparki. Jak bede mial troche czasu miedzy szkola a praca itd, to moze uda mi sie skolowac deske, bo to tylko 40minut drogi metrem.

Przepraszam za jakosc zdjecia, ale mam tutaj na prawde beznadziejny aparat...

Disiaj rano mialem rozmowe o staz. Dłuuugą rozmowę o staż, ok 1,5h. Nie poszło idealnie tak jak bym chciał, wyszły moje braki wiedzy o kinie europejskim i niezaleznym, ale ostatecznie udało się. Bede pracowal przy preprodukcji dwoch filmow, a jak dobrze pojdzie to dalej przy produckji i postprodukcji. Zdjecia beda w Salwadorze i we Francji, takze moze byc ciekawie. Studio miesci sie w Chelsea, czesci Manhattanu., dosc blisko szkoly. Co do szkoly to jutro moj pierwszy dzien...

Wish me luck;) m.

czwartek, 2 czerwca 2011

NewYorker(s)

Ludzie w NYC..

Wczoraj załatwaiłem konto w banku. Od drzwi przygarną mnie Alvares Vasques. Alvares zaprowadził mnie do swojego biura i zaczelismy procedure zakladania konta. Papiery dokumenty i takie tam. Nagle po 10-15 minutach zorientowalem sieze nie zakaldamy konta tylko gdamy o tym jak sie znalazlem w NYC i jak on sie tu znalaz i dlaczego pracuje w banku i jak chce spokoju po kilku latach w banku i jak mnie szanuje ze "ruszylem dupe z domu" i ze bedzie sie przenosil do jersey bo chce mniej placic za mieszkanie itak dalej i tak dalej. W miedzy czasie konto sie zalozylo, Alvares powiedzial mi ze nie moze mi ze tutaj sa dwa punkty w ktorych nie moze mi doradzac a juz na pewno nie moze mi doradzac zebym zaznaczyl "No". Poczytalem i faktycznie - nie chciałem tej opcji;)

Na koniec Alvares stiwerdzil, ze w razie problemow z kontem to zebym nie dzwonil na zadne infolinie tylko do niego to bedzie wszytko tip top i mi pomoze. "Now you have your own bank account - welcone to New York" milo.

Telefon... podchodze do goscia w Best Buyu, a on "Siema, jestem Daniel, co tam potrzebujesz". Brat Daniela urodził się w RedwoodCity, tam gdzie mieszkalem 3 lata temu, a on sam przylecial z San Francisco z nudow w styczniu. Wie jak to jest nie miec telefonu i nie wiedziec jak sie odszukac na ulicach miasta wiec znalazl mi najtansza opcje telefonu z internetem i gpsem. Kolejna rozmowa przez parenascie minut;) "Here is your brand new phone, Mr. NewYorker"

Ludzie są tutaj ega otwarci na innych, nie boją się innych ludzi. Mega pozytywnie, optymistycznie.

W metrze spotkalem dzisiaj goscia, ktory mial ze sobą werbel (taki perkusyjny) elektroniczny i podlaczone sluchawki i cala droge na nim gral. Czad.

Wracając, na 14th street wsiadło dwóch kolesi zwracających na siebie uwagę dużymi plecakami z wieloma spinkami. Wyglądały jak spadochrony. Usiedli i zaczeli poprawiac spinki, naciągać paski, lekko poddenerwowani. W pewnym momencie jeden zacząl wrzeszczec na drugiego o rozkazach, o sakzywaniu zaolniezy na smierc i tak dalej. Zaczęła się kłótnia dwóch dowódców wojsk amerykanskich w wietnamie w samolocie pełnym spadochroniarzy. W metrze faktycznie wszyscy siedza pod scianami na rownych lawkach. Stalismy sie aktorami ich malej sztuki. Bardzo z resztą dobrej sztuki...

Miasto dalej mnie zadziwia. Obiecałem sobie wczoraj, ze dzisiaj nie pojade na Manhattan, a tu prosze, skonczylo sie tak ze wsiadalem w ten pociag i sie ruszylem.

Jutro jedziemy na plazuche, moze wskoczyc do ocenau, wieczorem imreza z ekipa u ktorej wczesniej szukalem mieszkania i teraz i tak mnie zaprosili.

Nie mialem ostatnio ze soba aparatu a telefon mi sie rozladowal bo formatuje baterie, wiec na pocieszenia dorzucam zdjęcie naszego kota - Romeo - i spadam na dach..



miau miau miau... m.