sobota, 2 lipca 2011

Nowe mieszkania, nowe prace, nowe pomysły...

So Ladies and Gentleman, blogas powraca.

Powraca ponieważ wczoraj wprowadziłem się do pokoju w którym będę mieszkał przez następny miesiąc a we wtorek zaczynam prace także na kolejny miesiąc, zatem trochę stabilizacji...

Przez ostatnie kilka tygodni sporo się wydarzyło.

Po tym jak nas wyrzucono z mieszkania, spałem kilka nocy u znajomych w na kanapie. w tym samym budynku. Przypomniały mi się stare dobre czasy waletowania w akademiku. Było bardzo podobie...

Później okazało się, że jedna osoba z mieszkania niedaleko, gdzie vivianne ma proby zespołu, wyjeżdza na tydzień, więc podnająłem od niego na tydzien. Teraz kolejna osoba z tego mieszknia wyjezdza na miesiac, wiec znowu podnajmuję.
Mieszkanie jest dwie stacje metra bliżej manhattanu niż poprzednie. Całe mieszkanie mieści się w piwnicy, mamy studio nagrań, dwie sale prób dla zespołów i osiem pokoi;) Cały czas gra muzyka i kręcą się ludzie z instrumentami.

Poprzednie mieszkania, na Eldert street zaczęło się przebudowywać aby spełnić standardy przeciwpożarowe. Do końca lipca powinni skończyć, zatem stąd powinienem ć prosto do swojego pierwotnego pokoju. I najprawdopodobniej w ramach zadoscuczynienia nie będziemy musieli przez 3 miesiące płacić za to mieszkanie więc ostatecznie może nie być tak źle;)


W międzyczasie troche popracowałem na planie reklamy, z reżyserem nominowanym do Oscara - bardzo przyjemna kultura pracy...




Od wtorku zaczyna pracę na na planie filmu "Four" jako production assistant. Nareszcie doświadczę dużej produkcji, 40 osobowa ekipa, ciężarówki, przyczepy, gwiazdy itd.

http://www.fourthemovie.com/

Dzisiaj realizwoałem swój pierwszy projekt na NYFA. Projek MOS czyli mit-out-sound (nie ma błędu, tak się rozwija skrót MOS), czyli bez dzwięku film niemy, coby nauczyć się opowiadać obrazem. Jak niemy, to zrobiłem go o niemych ludziach. Udało mi się zaangazowac gluchoniemego aktora, tłumacza, nagrać wysiadanie z yellow-caba w centrum miasta, zrobić z rikszy jazdę kamerową za darmo itd. Generalnie cały dzień w central parku. Było nieźle;).

Jutro kręcimy projekt innej osoby z grupy. Trafiła mi się grupa głąbów, ale o tym może kiedy indziej, po tym jutrzejszym projekcie.

W poniedziałek 4th of July.

Także znów będzie o czym pisać. I skąd pisać...

poniedziałek, 13 czerwca 2011

Williamsburg i festiwale

Bardzo aktywny weekend sie zapowiadal i taki tez był...

W piątek rozpoczął się festiwal Celebrate Brooklyn. Prospect park wypełnił się ludzmi, kocykami i koszykami piknikowymi w stylu misia Yogi. darmowe koncerty i wydarzenia co weekend.
Na koncert otwierajacy festiwal wybrałem się z couchsurferami. Couchsurferzy zkrzykują się na praktycznie każde wydarzenie kulturalne w NYC. Poznałem kilka ciekawych osob z Chin, Hiszpani, Litwy, Anglii i usa oczywicie. Całkiem miło, ale szybko zwinąłem się na imprezę u znajomych w południowej części Brooklynu. Kolejne numery w telefonie, kolejne tematy na projekty w NYC. na impreze grał jeden z najlepszych dj'ów w Brooklynie. Niesamowite.

Sobota na spokojnie pod znakiem Brooklyn Film Festiwalu. Kolejne inspirujące pozycje i spotkania z twórcami. Żałuję, że tak późno się zabrałem za ten festiwal, na szczęście zbliżają się dwa kolejne... Wielkim plusem festiwalu było to, że odbywał się w Williamsburgu, najładniejszej chyba i najbardziej klimatycznej części Brooklynu. Pełno małych klimatycznych knajpek, wystawy, wernisaże. Super. Moje nowe ulubione miejsce;)

Ponieważ w budynku była spora impreza jak wróciłem z Festiwalu, to niedziela zrobiła się bardzo krótka;) Miałem się już nigdzie nie ruszać, lecz dostalem wiadomość od couchsurferow, ze płyną (promem;) na kolejny festiwal, tym razem ogolno artystyczny na Governors Island. W tej wyprawie najfajniesze byly chyba same promy;)

piątek, 10 czerwca 2011

Hot town, summer in the City

35 - 37 stopni C w dzień, około 25 w nocy. Pięknie.

dzisiaj rano zrobiło się tak gorąco, że wstałem wcześnie i poszedłem po wentylator do sklepu. (no i avocado. Wszystko z avocado jest lepsze).

Po pierwszym tygodniu zajęc jestem bardzo zadowolony. Screenwriting na przykladach Matrixa i Star Wars (the gratest movie in the history, by the way). Cwiczenia z konstrukacji scenariusza na podstawie starych kreskowek pixara. Wszystki zajęcia bardzo praktyczne. Wczorajsze "Hands on camera" były dla mnie w sumie takim podsumowaniem czy przypomnieniem, ale z tego co widziałem, to ludziom nie zaznajomionym z kamerami bardzo duzo to dalo.

Super ciekawe i sporo nowego jest natomiast w projektach nad którymi pracuję z Megan. Film do którego sie przygotowujemy będzie kręcony na taśmie super 16mm, coś czego nie robiłem, więc przy zwykłych wycenach sprzętu trzeba być bardzo uważnym. Nie wyszystkie obiektywy dla 16mm pokrywają gate super 16 itd. Sporo researchu nie tylko sprzętowego, ale także o ewentualnych współtwórcach, historii scenariusza itd.

Tak mniej szkolnie i zawodowo, to w zasadzie nie miałem zbyt dużo czasu...

Dzisiaj Celebrate Brooklyn Festival, pozniej impreza w klubo mieszkaniu, jutro i w niedziele Brooklyn Film Festival i moze plaza na Coney Island...

Pozdrowki

wtorek, 7 czerwca 2011

New York Film Academy - Day 1

W tle Bob Marley nadaje z kuchni. U boku kawka, którą skrupulatnie przyrządzona przez ekspres. 11 rano. Brooklyn.

Siedze przy biurku i przeglądam notatki z wczorajszych zajęć, aby niczego nie zapomnieć, rozwijam myśli, które wczoraj zapisałem jako krótkie hasła aby nie tracić czasu na notowanie, tylko słuchać dalej. A raczej uczestniczyć w zajęciach dalej. Rozwiałem swe obawy, że się wynudzę w pierwszych tygodniach...

"Ponieważ są to Wasze pierwsze zajęcia, powinienem Wam powiedzieć co będziemy robić na każdych kolejnych zajęciach tego kursu. W sumie ja to wiem, więc wolałbym żebyście to Wy mi to powiedzieli. W takim razie odpowiedzcie mi, czym zajmuje się producent filmowy - bo właśnie tego się tutaj nauczycie."

Nauczycie się robić to, czym zajmuje się producent. Teraz i w przyszłości - nie w przeszłości. Chyba właśnie tego oczekiwałem zapisując się na ten kurs. Ameryka - niby to banalne, jadnak po polskich uczelniach nie jest to takie logiczne, że zapisując się na kowalstwo, nauczysz się kowalstwa. Od kowala, który na niejednym kowadlę kuł;) [żelazo póki gorące;)]

Bardzo konkretnie, wszystko na przykładach i wszystko aktualne. Opieramy się na filmach, które wyszły w ciągu ostatniego roku, na festiwalach z tego roku, na wynikach kasowych z ostatnich trzech miesięcy. Zgadnijcie co? Internet to nie jest piekielna maszyna zabijająca kino - jest to kolejny bardzo sprawny kanał dystrybucji. Video on demand też. Netflix też. Komiksy są świetnym źródłem scenariusowym, gotowymi storyboardami. Producent filmowy MUSI znać się na grach komputerowych i kumać się z ich developerami i publisherami (zyski z filmów nawet nie są w tych samych kolumnach co zyski z gier video). Większość książek jest sprzedana producentom filmowym, jeszcze przed ich wydaniem. Kumajcie się z wydawcami książek. Film jest Waszym dzieckiem, a jeśli ktoś próbuje skrzywdzić Wasze dziecko, to musi odejść, a najważniejsze jest posadzenie dup w fotelach (kinowych) [asses-in-seats - oficjalne powiedzenie w żargonie]. Negocjacje. Prawa autorskie. Projekty. Najbardziej opłacalne gatunki. Studia filmowe i ich szefowie. Praca z agentami i managerami gwiazd. Marketing w sensie konkretnie - jak to zrobić, a nie:

"marketing jest to nauka i sztuka badania, tworzenia i oferowania z zyskiem produktów posiadających wartość dla klienta w celu zaspokojenia potrzeb rynku docelowego. Określa, które segmenty rynku, przedsiębiorstwo może najlepiej zaspokoić oraz projektuje i promuje produkty i usługi."

Teraz jakby rozumiem dlaczego ta szkoła jest taka droga (względnie). Oni muszą tyle zapłacić producentowi, żeby opłacało mu się wieczorem przyjechać do szkoły i wykładać. I robić to z pasją. Producentowi zapłacić. Aby zrobił sobie przerwę w produkowaniu i przyjechał wykładać.

Ten post nie ma na celu krytyki polskiej szkoły czy edukcji czy kogokolwiek. Po prostu dopiero teraz upewniłem się, że nie pożałuję $$$ wydanych na tą szkołę. No dobra, nie mówię hop, to było dopiero kilka godzin, jeszcze kilkanaście tygodni, ale jestem bardzo pozytywnie nastawiony. Nie tracę czasu.

Dzisiaj dostałem też pierwsze zadanie na stażu, także biorę się za nie, bo wieczorem akademia i Screenwriting Fundamentals.

Pozdrowki! m.

niedziela, 5 czerwca 2011

Don't get too high, don't get too low

sooo, male zaniedbanie blogasa ostatnio nastąpiło, a to w związku z bardzo aktywnym ostatnio czasem...

Piatek przeleciał mocno imprezowo. Zakupowo imprezowo, bo dzien caly na uzupelnianiu brakow w mieszkaniu/ubiorze/gadzetach. Tak czy siak, wieczorem udalem sie do Pubu Iggiego na Lower East Side Manhattanu. Zaprosiła mnie ekipa z innego mieszkania, gdzie wczesniej chcialem wynajac pokoj,zanim bylem jeszcze zdecydowany na ten lofcik. Impreza okazała się świetna. W zasadzie to nie tyle impreza co zwykły piątek w Amerykańskim barze. Oczywiście poznałem mnóstwo pozytywnych ludzi. Usłyszałem pare życiowych i nowojorskich porad. Pozytyw i pare nowych numerow w telefonie, wizytowek w portfelu.

Po Pubie pojechalismy do tego wlasnie mieszkania, ktore okazało się być w zasadzie klubem. Nie chcę za dużo zdradzać, w piątek wezmę ze sobą aparat to wrzuce jakies zdjecia. Po prostu mieszkanie zmienia sie w klub. seriously.

Sobota spokojnie przeleciala na... odpoczywaniu. Oczywiscie moja niespokojna dusza kazala mi sie wieczorem ruszyc. spontanicznie wybralem plaze Rockaway, ktora opkazała się malą Californią. Autentycznie, wszystko wygląda tak jak w Cali, łącznie z domami i kolorem asfaltu. są plaże, fale, surferzy, skateparki. Jak bede mial troche czasu miedzy szkola a praca itd, to moze uda mi sie skolowac deske, bo to tylko 40minut drogi metrem.

Przepraszam za jakosc zdjecia, ale mam tutaj na prawde beznadziejny aparat...

Disiaj rano mialem rozmowe o staz. Dłuuugą rozmowę o staż, ok 1,5h. Nie poszło idealnie tak jak bym chciał, wyszły moje braki wiedzy o kinie europejskim i niezaleznym, ale ostatecznie udało się. Bede pracowal przy preprodukcji dwoch filmow, a jak dobrze pojdzie to dalej przy produckji i postprodukcji. Zdjecia beda w Salwadorze i we Francji, takze moze byc ciekawie. Studio miesci sie w Chelsea, czesci Manhattanu., dosc blisko szkoly. Co do szkoly to jutro moj pierwszy dzien...

Wish me luck;) m.

czwartek, 2 czerwca 2011

NewYorker(s)

Ludzie w NYC..

Wczoraj załatwaiłem konto w banku. Od drzwi przygarną mnie Alvares Vasques. Alvares zaprowadził mnie do swojego biura i zaczelismy procedure zakladania konta. Papiery dokumenty i takie tam. Nagle po 10-15 minutach zorientowalem sieze nie zakaldamy konta tylko gdamy o tym jak sie znalazlem w NYC i jak on sie tu znalaz i dlaczego pracuje w banku i jak chce spokoju po kilku latach w banku i jak mnie szanuje ze "ruszylem dupe z domu" i ze bedzie sie przenosil do jersey bo chce mniej placic za mieszkanie itak dalej i tak dalej. W miedzy czasie konto sie zalozylo, Alvares powiedzial mi ze nie moze mi ze tutaj sa dwa punkty w ktorych nie moze mi doradzac a juz na pewno nie moze mi doradzac zebym zaznaczyl "No". Poczytalem i faktycznie - nie chciałem tej opcji;)

Na koniec Alvares stiwerdzil, ze w razie problemow z kontem to zebym nie dzwonil na zadne infolinie tylko do niego to bedzie wszytko tip top i mi pomoze. "Now you have your own bank account - welcone to New York" milo.

Telefon... podchodze do goscia w Best Buyu, a on "Siema, jestem Daniel, co tam potrzebujesz". Brat Daniela urodził się w RedwoodCity, tam gdzie mieszkalem 3 lata temu, a on sam przylecial z San Francisco z nudow w styczniu. Wie jak to jest nie miec telefonu i nie wiedziec jak sie odszukac na ulicach miasta wiec znalazl mi najtansza opcje telefonu z internetem i gpsem. Kolejna rozmowa przez parenascie minut;) "Here is your brand new phone, Mr. NewYorker"

Ludzie są tutaj ega otwarci na innych, nie boją się innych ludzi. Mega pozytywnie, optymistycznie.

W metrze spotkalem dzisiaj goscia, ktory mial ze sobą werbel (taki perkusyjny) elektroniczny i podlaczone sluchawki i cala droge na nim gral. Czad.

Wracając, na 14th street wsiadło dwóch kolesi zwracających na siebie uwagę dużymi plecakami z wieloma spinkami. Wyglądały jak spadochrony. Usiedli i zaczeli poprawiac spinki, naciągać paski, lekko poddenerwowani. W pewnym momencie jeden zacząl wrzeszczec na drugiego o rozkazach, o sakzywaniu zaolniezy na smierc i tak dalej. Zaczęła się kłótnia dwóch dowódców wojsk amerykanskich w wietnamie w samolocie pełnym spadochroniarzy. W metrze faktycznie wszyscy siedza pod scianami na rownych lawkach. Stalismy sie aktorami ich malej sztuki. Bardzo z resztą dobrej sztuki...

Miasto dalej mnie zadziwia. Obiecałem sobie wczoraj, ze dzisiaj nie pojade na Manhattan, a tu prosze, skonczylo sie tak ze wsiadalem w ten pociag i sie ruszylem.

Jutro jedziemy na plazuche, moze wskoczyc do ocenau, wieczorem imreza z ekipa u ktorej wczesniej szukalem mieszkania i teraz i tak mnie zaprosili.

Nie mialem ostatnio ze soba aparatu a telefon mi sie rozladowal bo formatuje baterie, wiec na pocieszenia dorzucam zdjęcie naszego kota - Romeo - i spadam na dach..



miau miau miau... m.

wtorek, 31 maja 2011

Brooklyn Brooklynowi nierówny.



Soooo... jest tyle rzeczy do opisania ze nie calkiem moge to wszystko zapamiętać, a już na pewno nie zdążę wszystkiego opisać;)

Z rana ruszyłem oglądać pokój który chciałem wynająć. Nieee, zacznijmy inczej.

Jak niektórzy z Was wiedzą, aniektórzy się dowiedzą, miałem dylemat czy zamieszkać na Brooklynie z fajnymi ludzmi ale troche dalej, czy też bez ekipy na Manhattanie, ale bliżej. Po moich wczorajszych doświadczeniach z BKlynu stwierdziłem pod koniec dnia, że będę spadał na Manhattan. Nie żeby coś było źle, ale generalnie mega brudno, chaos na ulicach, dużo policji i bardzo mocno czarno. Z rana pomyślałem sobie, że w sumie nie powininem oceniać dzielnicy, która ma ponad 2,5 miliona mieszkńców po kilku ulcach. Z taką myślą udałem się oglądać pokój, który chcę wynająć i trafiłem do pięknej okolicy, artystycznego, czystego i bardzo przyjaznego Brooklynu. Co więcej trafiłem do mieszkania w Lofcie, w które zostało własnoręcznie zbudowane przez gościa, który się akurat wyprowadza a ja wskakuję na jego miejsce. Niesamowite mieszkanie... super pokój super ekipa. Porobię zdjęcia jak już się tam zadomowię. Najfajniesze - mamy wyjście na dach, na którym się przesiaduje, grilluje i widać panoramę Manhattanu i generalnie miasta. Icha! Ekipa z mieszkania jest bardzo przyjazna. Taka mocno akceptująca, jakby zaakceptowali mnie tak jak jestem i wybrali z reszty. Jak zwykle mam szczęście, bo nie jest łatwo dostać się na taką miejscówę i za taką cenę. Fuck yeah!

A teraz tak ogólniej o moich wrażeniach. Po Mieście poruszam się jak po swoim. Jest bardzo bezpiecznie. System metra w mieście, które jest w zasadzie małym krajem, można ogarnąć w jeden dzień, tak, że be mapy można się poruszać. Jest bardzo intuicyjnie. Mieszanka kulturowa jest ogromna i bardzo ciekawa. W metrze siedzi na jednej ławce czarna para, ortodoksyjny Żyd, Puertorican, biały colleage boy itd itd. Czad. I z tymi ludzmi się rozmawia. Rozmawiałem dzisiaj łażąc po mieście chyba z 8 osobami. Różnymi, losowymi. Na stacjach i w przejściach grają zespoły i solo muzycy. Opisuję takimi hasłami, bo mam troche mało czasu, ale to da taki szybi obraz mniej więcej jak tutaj wygląda.

bylem w szkole:


wszystko tip top, spotkałem swojego opiekuna. W ahllu szkoły pełno filmowców, każdy ze sprzętem, wszyscy wyglądali na zadowolonych;)

Później szybkie zwiedzanie Times Square i całego tego centrum. Fajnie ale turyści strasznie wkurzają. No i dość drogo i w ogóle, fajnie na raz. New Yorkerzy się tam raczej mało pokazują, bo tak na prawdę nie ma za bardzo po co tam chodzić. No chyba że do teatrów na broadwayu itd, ale na to jeszcz czas...

Co by tu jeszcze... Siedzę do jutra u gospodarza CouchSurfingowego, jutro wieczorem najpewniej będę miał okazję na spokojnie usiąść przy swoim biurku w swoim pokoju.

Pozdrowki!

poniedziałek, 30 maja 2011

Welcome to New York.

Tadam, bonusowy level zycia.

Zasypiam w kazdym momemencie, ledwo koncze zdania. To bardzo dlugi dzien, od wylotu do teraz nie spałem, czyli jakies 26 godzi. Postanowiłem napisać bo jutro pewnie bede mial jeszcze mniej czasu. Jestem w Brooklynie, nocuje u super ludzi z Couchsurfingu. 4 filmowcow zyjacych po studencku. Przelazilismy dzisiaj duuzo Brooklynu , a przed chwila bylismy na Upper West Side Manhattanu. Jutro od rana oglądam mieszkania, a jak starczy sił to telefon i banki. Mam już karnet miesięczny na wszystkie linie metra i autobusy (najbardziej sie oplaca i nie trzeba sie niczym martwic)

Generalnie jest super, na nowo zachwyciła mnie prostota i łatwość życia w usa, a Miasto ma niesamowity klimat. I faktycznie nigdy nie śpi...

Pinieważ ja czasem tak, to więcej szczegółów z tego jakże ciekawego dnia na spokojnie, pozniej.

Bless. m.

niedziela, 29 maja 2011

Ostatni z Polandu...

Oki doki, zaczynamy. Za ok. 10 godzin będę już leciał do NYC. Tym razem w troszkę innym celu niż malowanie domów w Cali 4 lata temu.

Tym razem Miasto, które nigdy nie śpi. Stolica Świata. The City. New York City. New York Film Academy i praca przy produkcjach.

Jutro czeka mnie stosunkowo mało stresów, spotkanie z gospodarzem CouchSurfing, który mnie przenocuje kilka pierwszych nocy, pierwsze uciążlisości zmiany czasu. Zakup telefonu. Wynajęcie mieszkania. Założenie konta w banku....

W tym momencie jestem w Koluszkach pod Łodzią, gdzie moje dobre Ziomy sie mną zaopiekowali, a z rana zaiozą mnie na lotnicho. Tym razem obyło się bez wypadków (nie mów hop, co?). Końzymy właśnie wino debatując czy lepiej żebym w ogóle nie spał i przespał lot, cz lepiej się położyc. Cały czas oczywiście praca wre na dwóch stanowiskach montażowych, także na bieżąco przeglądamy zmontowane materiały z wcześniejszych projektów i słuchamy płyt, które jeszcze nie wyszły. Fuck yeah.

Aha, ponieważ powód i forma bloga nie zmieniła się od tego "Tree in the USA", zacytuję: "zakładam tą stronę w związku z mym niedługim wyjazdem do USA. Postaram się tutaj możliwie regularnie zamieszczać zdjęcia, mini-reportarze, przemyślenia i wrażania ze Stanów. Być może, któregoś z was, mili goście, to zainteresuje, a na pewno mi pomoże stworzyć "pamiętnik" czy też swego rodzaju "dziennik podróży"

Następny wpis z NYC. Keep it real.