wtorek, 31 maja 2011

Brooklyn Brooklynowi nierówny.



Soooo... jest tyle rzeczy do opisania ze nie calkiem moge to wszystko zapamiętać, a już na pewno nie zdążę wszystkiego opisać;)

Z rana ruszyłem oglądać pokój który chciałem wynająć. Nieee, zacznijmy inczej.

Jak niektórzy z Was wiedzą, aniektórzy się dowiedzą, miałem dylemat czy zamieszkać na Brooklynie z fajnymi ludzmi ale troche dalej, czy też bez ekipy na Manhattanie, ale bliżej. Po moich wczorajszych doświadczeniach z BKlynu stwierdziłem pod koniec dnia, że będę spadał na Manhattan. Nie żeby coś było źle, ale generalnie mega brudno, chaos na ulicach, dużo policji i bardzo mocno czarno. Z rana pomyślałem sobie, że w sumie nie powininem oceniać dzielnicy, która ma ponad 2,5 miliona mieszkńców po kilku ulcach. Z taką myślą udałem się oglądać pokój, który chcę wynająć i trafiłem do pięknej okolicy, artystycznego, czystego i bardzo przyjaznego Brooklynu. Co więcej trafiłem do mieszkania w Lofcie, w które zostało własnoręcznie zbudowane przez gościa, który się akurat wyprowadza a ja wskakuję na jego miejsce. Niesamowite mieszkanie... super pokój super ekipa. Porobię zdjęcia jak już się tam zadomowię. Najfajniesze - mamy wyjście na dach, na którym się przesiaduje, grilluje i widać panoramę Manhattanu i generalnie miasta. Icha! Ekipa z mieszkania jest bardzo przyjazna. Taka mocno akceptująca, jakby zaakceptowali mnie tak jak jestem i wybrali z reszty. Jak zwykle mam szczęście, bo nie jest łatwo dostać się na taką miejscówę i za taką cenę. Fuck yeah!

A teraz tak ogólniej o moich wrażeniach. Po Mieście poruszam się jak po swoim. Jest bardzo bezpiecznie. System metra w mieście, które jest w zasadzie małym krajem, można ogarnąć w jeden dzień, tak, że be mapy można się poruszać. Jest bardzo intuicyjnie. Mieszanka kulturowa jest ogromna i bardzo ciekawa. W metrze siedzi na jednej ławce czarna para, ortodoksyjny Żyd, Puertorican, biały colleage boy itd itd. Czad. I z tymi ludzmi się rozmawia. Rozmawiałem dzisiaj łażąc po mieście chyba z 8 osobami. Różnymi, losowymi. Na stacjach i w przejściach grają zespoły i solo muzycy. Opisuję takimi hasłami, bo mam troche mało czasu, ale to da taki szybi obraz mniej więcej jak tutaj wygląda.

bylem w szkole:


wszystko tip top, spotkałem swojego opiekuna. W ahllu szkoły pełno filmowców, każdy ze sprzętem, wszyscy wyglądali na zadowolonych;)

Później szybkie zwiedzanie Times Square i całego tego centrum. Fajnie ale turyści strasznie wkurzają. No i dość drogo i w ogóle, fajnie na raz. New Yorkerzy się tam raczej mało pokazują, bo tak na prawdę nie ma za bardzo po co tam chodzić. No chyba że do teatrów na broadwayu itd, ale na to jeszcz czas...

Co by tu jeszcze... Siedzę do jutra u gospodarza CouchSurfingowego, jutro wieczorem najpewniej będę miał okazję na spokojnie usiąść przy swoim biurku w swoim pokoju.

Pozdrowki!

poniedziałek, 30 maja 2011

Welcome to New York.

Tadam, bonusowy level zycia.

Zasypiam w kazdym momemencie, ledwo koncze zdania. To bardzo dlugi dzien, od wylotu do teraz nie spałem, czyli jakies 26 godzi. Postanowiłem napisać bo jutro pewnie bede mial jeszcze mniej czasu. Jestem w Brooklynie, nocuje u super ludzi z Couchsurfingu. 4 filmowcow zyjacych po studencku. Przelazilismy dzisiaj duuzo Brooklynu , a przed chwila bylismy na Upper West Side Manhattanu. Jutro od rana oglądam mieszkania, a jak starczy sił to telefon i banki. Mam już karnet miesięczny na wszystkie linie metra i autobusy (najbardziej sie oplaca i nie trzeba sie niczym martwic)

Generalnie jest super, na nowo zachwyciła mnie prostota i łatwość życia w usa, a Miasto ma niesamowity klimat. I faktycznie nigdy nie śpi...

Pinieważ ja czasem tak, to więcej szczegółów z tego jakże ciekawego dnia na spokojnie, pozniej.

Bless. m.

niedziela, 29 maja 2011

Ostatni z Polandu...

Oki doki, zaczynamy. Za ok. 10 godzin będę już leciał do NYC. Tym razem w troszkę innym celu niż malowanie domów w Cali 4 lata temu.

Tym razem Miasto, które nigdy nie śpi. Stolica Świata. The City. New York City. New York Film Academy i praca przy produkcjach.

Jutro czeka mnie stosunkowo mało stresów, spotkanie z gospodarzem CouchSurfing, który mnie przenocuje kilka pierwszych nocy, pierwsze uciążlisości zmiany czasu. Zakup telefonu. Wynajęcie mieszkania. Założenie konta w banku....

W tym momencie jestem w Koluszkach pod Łodzią, gdzie moje dobre Ziomy sie mną zaopiekowali, a z rana zaiozą mnie na lotnicho. Tym razem obyło się bez wypadków (nie mów hop, co?). Końzymy właśnie wino debatując czy lepiej żebym w ogóle nie spał i przespał lot, cz lepiej się położyc. Cały czas oczywiście praca wre na dwóch stanowiskach montażowych, także na bieżąco przeglądamy zmontowane materiały z wcześniejszych projektów i słuchamy płyt, które jeszcze nie wyszły. Fuck yeah.

Aha, ponieważ powód i forma bloga nie zmieniła się od tego "Tree in the USA", zacytuję: "zakładam tą stronę w związku z mym niedługim wyjazdem do USA. Postaram się tutaj możliwie regularnie zamieszczać zdjęcia, mini-reportarze, przemyślenia i wrażania ze Stanów. Być może, któregoś z was, mili goście, to zainteresuje, a na pewno mi pomoże stworzyć "pamiętnik" czy też swego rodzaju "dziennik podróży"

Następny wpis z NYC. Keep it real.